poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 3

Cezariusz
Być tak blisko niej, a jednak tak daleko. Już od kilku dni czekałem, aż coś sobie przypomni, złudne miałem nadzieje. Nadal patrzyła na mnie jak na obcego człowieka. Wymknąłem się przez okno, na spotkanie z Gregorim. Czekał na mnie na klifie, ta burza to też chyba jego robota.

- Nie podoba ci się pogoda?- zapytałem. Karpatianin wyszczerzył swoje kły.
- Zawsze musisz mnie zachodzić od tyłu, żaden nieśmiertelny jeszcze tego nie zrobił.
- Taki mój talent Mroczny.
- To ona?- zapytał.
- Tak, ale mnie nie pamięta. Jestem dla niej obcy.
- Przypomni sobie, na świecie jest tylko jedna osoba, która jest tobie przeznaczona i jest nią ta dziewczyna.  Musisz być bardziej cierpliwy.
- Czas działa na moją niekorzyść Gregori, ona umiera i tylko ja jestem w stanie ją uratować.
- Zrób to co konieczne, żeby j ą uratować. Na wyjaśnienia przyjdzie czas.
- Nie zrobię jej tego, nie zmuszę do życia ze mną. Wiesz jaki jestem, wiesz kim jestem, a to tylko młoda dziewczyna, która pragnie życia.
- Nie jest tylko dziewczyną, to stara krew i powinieneś ją chronić .
- Chronię, ale do siebie nie przywiążę dopóki ona nie wyrazi na to chęci.
- Kiedyś cię zgubi twoja szlachetność. Pilnuj jej dobrze, bo nie tylko ty wiesz, że ona powróciła.
Izabella
Zaszokowana patrzyłam na swoje odbicie w bogato zdobionym lustrze. Złota suknia i masa ciemnych loczków na głowie. Rozejrzałam się po pokoju, na pewno nie był on mój. Ktoś zapukał do drzwi. Moje kroki odbijały się echem od podłogi. Otworzyłam drzwi. W progu stał Ceza.
- Gotowa panienko?
- Tak.
Złapał mnie za rękę i poprowadził mnie schodami. Jego szare oczy były wpatrzone we mnie. Z dołu dobiegała cicha muzyka. Wszyscy byli tak samo wystrojeni jak ja.
- Bello chcę ci kogoś przedstawić. Poznaj mojego przyjaciela Dantego.
Spojrzałam na mężczyznę stojącego obok Cezariusza. Dygnęłam jak na panienkę przystało. Dante był wysoki brunetem o ciemnych oczach. Delikatny uśmiech gościł na jego ustach. 
- Miło panią poznać Panienko- powiedział całując mnie w dłoń.- Nicolas nie kłamał na temat Panienki piękna.
- Nicolas?- zdziwiłam się.
- Bello przecież nie kłamałem. Za chwilę spóźnimy się na twój bal, a tak nie wypada.
Podał mi rękę, którą chwyciłam i zeszliśmy po schodach na dół. W holu gromadzili się już goście. Naprawdę to wszystko było dziwne
Cezariusz
Wróciłem do swojego pokoju kiedy za ściany dobiegł mnie głos Izabelli. Śniła o mnie. Uśmiechnąłem się delikatnie i położyłem do łóżka. Jutro znowu trzeba iść do szkoły. Chyba już jestem na to za stary. Z mojego snu wyrwały mnie kroki po pokoju. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Dantego opartego o szafę. Był on jednym z nielicznych, których przemieniłem. Ujęło mnie jego podejście do życia i śmierci.
- Dante nie możesz od tak sobie wpadać.
- Panie widziano Eryka- powiedział poważnie. 
- Gdzie?
- W Nowym Jorku. Jego ślad doprowadził mnie tutaj. 
- Czyli wie o niej- jęknąłem niezadowolony.- Dante czas na powrót do szkoły. Oboje musimy ją chronić.
- Panie przyrzekłem chronić ciebie i twoją partnerkę. Nigdy nie łamię swoich obietnic. 
- Dante jesteś po pierwsze moim przyjacielem tak jak Gregori. Musisz zmienić styl, żeby się wtopić skóra to nie za dobry pomysł. 
- Ceza ja cię kiedyś zabiję- powiedział i zniknął razem z wiatrem. 
Dante
Stałem na szkolnym korytarzu wśród masy nastolatków. Czułem ich emocje i słyszałem każdą myśl. W końcu wśród tej plątaniny myśli znalazłem te, które chciałem usłyszeć. Mój przyjaciel stał kilkadziesiąt metrów dalej. 
- Ta blondynka to Dylan. Jesteście w jednej klasie. Profil muzyczny.- Słyszałem jego cichy śmiech.- Pomyślałem, że będziesz z niego zadowolony.
- Nie jestem pewien czy ja i ci ludzi tak samo definiujemy muzykę- warknąłem.
- Tylko nie pokazuj kłów bo ich przestraszysz. 
Rozległ się dzwonek i razem z resztą uczniów wszedłem do sali. Zająłem jedyne wolne miejsce. Do sali wkroczył nauczyciel. Mężczyzna o siwych włosach nie za bardzo był zadowolony, że musiał siedzieć z uczniami.
- Dzień dobry na wstępie chciałem wam przedstawić nowego ucznia. Dante Grey.- Niechętnie podniosłem się z krzesła.- Dante zaprezentuj nam swój talent. 
Wyszedłem na środek. Przypomniałem sobie jedną z piosenek słyszanych w radiu. Czasem dobrze go słuchać.


Gdybyś powiedziała mi, że kiedyś będą tutaj wszyscy
Nigdy bym nie zwątpił w to co mam
Gdybym dostrzegł cię u mego boku w moje bitwie wcześniej
Wtedy czułbym, że nie jestem sam
Przerzuć kartkę, zaryzykuj, bądź dziwakiem
Nie idź ścieżką, własną depcz, otwórz głowę
Zanim powiesz, zrozum, bądź
Nigdy nie burz, buduj, twórz
Smakuj, milcz, myśl i czuj
Zrozumiałem - by żyć musisz chwytać dzień
Wstań by biec, bo istnieć nie znaczy żyć
Weź się w garść, ten dzień jest twoim dniem
A wierzę, że będzie dla każdego z nas piękno w naszych sercach
Gdybym nie był sobą, gdybym w mojej bitwie miał kogoś - 
Czy bym wtedy zwątpił i wciąż stał?
Gdyby każda strata mogła zysk dać i na mojej drodze,
Gdyby każdy kolec różę miał...
Komutując miejsce słów, migawki zobacz
Jest ryzyko oswojenia nadal
Zbędna mowa, nowa krótko skrzydła
Miękkość kości, kielich, ból, łapacz snów
Zrozumiałem - by żyć musisz chwytać dzień
Wstań by biec, bo istnieć nie znaczy żyć
Weź się w garść, ten dzień jest twoim dniem
A wierzę, że będzie dla każdego z nas piękno w naszych sercach
Potrafimy kochać i marzyć
Dlatego wszyscy jesteśmy zwycięzcami...
Tak wiele serc, wiele słów, wiele snów jest w nas
Tak wiele łez, wiele chwil, jest w nas
Tak wiele serc, wiele słów, wiele snów jest w nas
Tak wiele ciepła jest w nas, jest w nas
Zrozumiałem - by żyć musisz chwytać dzień
Wstań by biec, bo istnieć nie znaczy żyć
Weź się w garść, ten dzień jest twoim dniem
A wierzę, że będzie dla każdego z nas piękno w naszych sercach
Wszyscy patrzyli na mnie zaciekawieni. Minęły czasy kiedy byłem Dzikim. W tej chwili miałem ochotę na nowo się nim stać 
- Dante to niewinni.
On zawsze musiał podsłuchiwać moje myśli. Czasem miałem tego dość. Opanowanie. Chciałem znów zatracić się w swojej potędze.
- Dante nie jesteś taki.
- Skąd możesz wiedzieć jaki jestem. Nie znasz mnie. Jestem zabójcą tak jak ty. Obaj o tym zapomnieliśmy.
- Dante nie rób nic głupiego- Ceza był coraz bardziej wściekły.
- Nie nazwał bym tego głupot, lecz prawdziwym obliczem.
Przerwałem nasze połączenie i zbliżyłem się do blondynki. Chciałem zatopić kły w jej pięknej szyji, ale nie mogłem. Nie mogłem patrząc w jej oczy odebrać najcenniejszy dar jaki posiadała. Czułem w jej krwi, że nie jest ona sama, że pod sercem nosi dziecko. W myślach wydałem ryk zawodu i usiadłem na miejsce. Dzwonek zadzwonił, przed salą stał Ceza.
- Co ty sobie wyobrażasz?- zapytał popychając mnie na szafki.- To niewinni. 
- Nie zabiłem ich, ale minęły czasy kiedy obchodzili mnie ludzie.
- Kiedy ostatnio usłyszałem te słowa zdradziłeś mnie i zabiłeś swoją partnerkę. Pamiętasz Ann, wiem że nadal ją kochasz. Chcesz zmarnować szansę jaką ci dała. Dante nie jesteś potworem, nie jesteś Dzikim tak jak nie jestem Ostatnim.
- Ostatni- powtórzył delikatny głos, a z tłumu wyszła Izabella. Nikt nie powinien nas rozumieć.- Znam cię- powiedziała wskazując na mnie.
Z Cezą wymieniliśmy zaskoczone spojrzenia. 


Dawno mnie nie było, ale mam nadzieję że odkupiłam winy rozdziałem. Podobał się? Może ktoś jednak zostawi po sobie komentarz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz